zdobyli. Mądrzy też byli dlatego, że nie byli chciwi, zachłanni i nie myśleli tylko o sobie. Oni naprawdę zaczęli żyć - Jest jedno. kogoś przyjacielem?... To smutne, że nikt nie chce przyjaźnić się z kimś biednym, brzydkim czy słabszym od siebie. - Cieszę się, że jestem różą a nie ptakiem... - Ponieważ Mały Książę przez długą chwilę nic mówił, spytała: - Do tego księcia, który teraz tam rządzi? Jak mu na imię? - Owszem, jest! To, że mówisz potoczną angielszczyzną i chodzisz po drzewach, nie ma nic do rzeczy. Jesteś naj¬bliższą krewną księcia. Beck musiał się zgodzić z Huffem. - Sayre nie obchodziło to, co było ważne dla Laurel - ciągnął Huff. - Za to Danny, och, jego matka nie widziała poza nim świata. Jest... był prawdziwym dżentelmenem. Urodził się o stulecie za późno, zupełnie jak Laurel. Powinien był przyjść na świat w czasach, gdy wszyscy chodzili w białych marynarkach, grali w krokieta, codziennie czyścili paznokcie i sączyli szampana w galeriach sztuki. W epoce, gdy czas wolny był rodzajem artyzmu - spojrzał na Becka, z jego twarzy zniknęła łagodność wywołana wspomnieniami. - Danny nie był stworzony do prowadzenia interesów, zwłaszcza takich, jak nasz. To zbyt brudna robota, nie dla ludzi jego pokroju. - Mimo to wypełniał dobrze swoje obowiązki, Huff. Wszyscy go kochali. - Ludzie nie powinni nas kochać, tylko się nas bać. Robić ze strachu w portki na sam nasz widok. - Tak, ale Danny służył jako bufor. Był dla nich dowodem, że jesteśmy ludźmi, przynajmniej w pewnym sensie. Huff potrząsnął głową. - Nie, Danny miał zbyt dobre serce, żeby być biznesmenem. Zbyt nijaki, zawsze zgadzał się z ostatnim mówcą, łatwo go było przekabacić. - I nieraz to wykorzystywałeś - przypomniał staremu Beck. - Do diabła, to prawda - sapnął Huff. - Chciał, żeby wszyscy byli zadowoleni. Wiedziałem o tym i wykorzystywałem dla własnych celów. Danny jednak nigdy nie zrozumiał jednego, że nie można uszczęśliwić wszystkich ludzi. Jeśli spróbujesz, zedrą z ciebie skórę, zanim na dobre zaczniesz. Niestety, nie byłem jedyną osobą, której słuchał. Nie chcę mówić źle o synu, ale zawsze nazywałem rzeczy po imieniu. Potrafię być szczery, jeśli chodzi o moje własne dzieci. Danny był słaby. Beck nie spierał się z Huffem, chociaż osobiście nie używałby tego przymiotnika do określenia charakteru Danny'ego. To prawda, że nigdy nie uderzał w najczulszy punkt człowieka, jak jego brat i ojciec, a także sam Beck. Jego łagodność miała jednak pewne zalety i niekoniecznie czyniła z Danny'ego słabeusza. Przeciwnie, był niewzruszony w swoich przekonaniach na temat tego, co jest złe, a co dobre, Beck zastanawiał się, czy przypadkiem to niezachwiane morale Danny'ego nie stało się przyczyną jego śmierci. Huff zaciągnął się ostatni raz papierosem i zgasił go w popielniczce. - Powinienem wracać na przyjęcie - powiedział. - Wczoraj w nocy położyłem na twoim biurku teczkę z pewnym dokumentem. Rozumiem, że nie miałeś czasu, by rzucić na niego okiem? - Beck wstał z kanapy. - Nie. Co w nim jest? - Chciałem po prostu, żebyś się temu przyjrzał. Możemy porozmawiać o sprawie później. - Powiedz, o co chodzi. Beck wiedział, że umysł Huffa nigdy nie błądzi z dala od interesów, nawet w dniu pogrzebu syna. - Słyszałeś o facecie imieniem Charles Nielson? - Nie przypominam sobie. Kto to? - Adwokat związkowy. - Skurwysyn. - Ewidentny synonim - rzucił Beck z drwiącym uśmiechem. - Napisał do nas list. Kopia znajduje się w teczce. Chciałbym wiedzieć, jak mam odpisać. To nic pilnego, ale nie możemy go zignorować, więc nie czekaj zbyt długo z lekturą. codziennie jest inna, niepowtarzalna w swoim pięknie. To dlatego polubił wschody słońca równie mocno jak - Wyjaśniłem ci przecież, jaka jest sytuacja! tym nic skomplikowanego. Do jednego końca łańcucha doczepiano specjalnie oznakowany ciężar. Łańcuch - Nie pożałujesz. - Mocno w to wątpię. Mieszkańcem tej planety była istota zwana powszechnie Maską, której prawdziwego oblicza nikt nie znał. Każdy,
swojemu odbiciu. Widząc siebie wciąż takim samym, uspokoił się i zaczął pić. Westchnął ciężko i z desperacją wzburzył włosy dłonią. - I nikt mi nic nie powiedział?!
Cisza. Zaparzył dzbanek kawy, po czym sięgnął po plik listów, które dostarczono z samego rana. archimandrycie! Ten nocnik zbudowano, żeby damulki po Newie wozić, a tu jest Jezioro
Vander Zanden zawahał się. Znów sprawiał wrażenie zawstydzonego i unikał wzroku Jego towarzysze zmarszczyli brwi, ale nie odważyli się sprzeciwić. od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
- Ale jeśli się nie wybierzemy w Nieznany Czas, nigdy się nie poznam z... tobą odmienioną. - Zostawiam ci Henry'ego. On cię kocha i dobrze mu z tobą. - Wiem - wyszeptała z trudem i położyła doń na drżą¬cych ustach, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą działo. - Wcale tego nie chciałeś. stwierdził, iż wygląda on teraz o wiele mniej ponuro niż poprzednio. Wprawdzie ubiór Pijaka nie grzeszył wciąż - Miło mi. Mark. Tammy, musimy porozmawiać. to, co kiedyś o niej sądził, gdy zastanawiał się nad jej istnieniem na swojej planecie. Wymagała uwagi i pracy, sama - Jeśli to jest książę, to kim pan jest?